Statystyczny człowiek, który zakończył edukację i podjął pracę, a do tego nie ma dziecka w przedszkolu czy szkole, nie myśli o dwóch rzeczach. Są to „ferie” i „wakacje”. Te terminy przestają istnieć, nie funkcjonują w dotychczasowym znaczeniu. Z biegiem czasu zastępuje je inne słowo „urlop”.
Mnie również dopadła ta starcza przypadłość, i kiedy słyszę hasło „ferie”, myślę „zobaczysz jeszcze małolacie ferie, oj zobaczysz”. Statystyczny dorosły, bezdzietny (lub rodzic bobasa) człowiek nie ma pojęcia kiedy wypadają ferie. Bo wiadomo, co roku inaczej, ciężko nadążyć. Ja szczęśliwie (czy aby) mieszkam po sąsiedzku ze szkołą, więc jestem na bieżąco. Wiem kiedy dzieciaki mają wolne, chociaż nie zawsze wiem dlaczego. Wiem, też kiedy jest zebranie, bo ulica, jak długa, cała zmienia się w parking.
Do tej pory wyjazdy zimowe raczej nie były moimi ulubionymi. Małżona wypuszczałam czasem w weekend na narty, bo on to lubi. Ja nie potrafię skumać co atrakcyjnego jest w zjeżdżaniu cały dzień z tej samej górki. Wjeżdżanie, zjeżdżanie, wjeżdżanie, zjeżdżanie. Bez sensu. A do tego, jak kiedyś stwierdziłam towarzysząc mu w taki dzień: „ten śnieg jest mokry, zimny, niemiły, a cała banda idiotów suszy zęby bo sobie zjedzie, a potem stoi w kolejce na wyciąg trzy razy tyle czasu ile trwa zjazd. No czubki.” Do tej pory nie rozumiem, dzień w SPA to co innego. To ma sens, wymasują cię, w saunie poleżeć można, w basenie się pomoczyć. Ciepło jest, w szlafroczku przemykamy po hotelu. Ale to wszystko było w czasach przed-macierzyńskich. Teraz się sporo zmienia.
Rozalia przedszkole ma czynne przez cały rok, nie ma ferii jako takich. Ale nic nie stoi na przeszkodzie, by takie sobie zrobić. To mogą być nasze pierwsze ferie rodzinne. Może niekoniecznie długie, bo urlopu mieć nie będę jeszcze. Ale chociaż weekend. Dla zdrowia i odpoczynku. Małżon w tym sezonie nie pojeździ, nie będzie mógł jeszcze obciążać kostki. No, ale skoro Ru widziała już góry wiosną, to fajnie by było zobaczyć je zimą. Bo u nas pewnie śniegu jak na lekarstwo nasypie. Jak w zeszłym roku, oto styczeń 2015:
No dooobra, śniegu też było trochę, ale na tyle mało, że nawet porządnego bałwana nie udało nam się zrobić. Nawet zdjęć mam mało śniegowych. Dużo więcej jest takich, jak powyżej.
Na dzień dzisiejszy pozostaje mi tylko zorientować się, gdzie najlepiej spędzić taki zimowy weekend. W Beskidy niedaleko, dlatego najprawdopodobniej staną się naszym celem. Mając tylko piątkowe popołudnie, sobotę i niedzielę nie ma co szaleć. Na pewno znajdziemy jakieś fajne miejsce, z atrakcjami dla dzieci, żeby wieczorem nie było nudy. A może zabierzemy ze sobą babcie, wtedy i my trochę odpoczniemy. To jest myśl!
Planujecie już jakieś zimowe wyjazdy dla siebie lub swoich dzieci?