5 faktów związanych ze mną i świętami – tego jeszcze nie było. Ale dlaczego tylko 5? Ano dlatego, że każdy z nas już jedną nogą jest przy wigilijnym stole i czasu na nic nie ma.
Od razu uprzedzam lojalnie, że te 5 faktów to nie pomysły na potrzeby chwili, ale coś co robię w zasadzie przez całe życie. Co roku tak samo. O kilka z tych faktów rok w rok kłóciłam się z rodzicami, taka sytuacja. Wy również możecie się zdziwić, nawet zbulwersować. Jednak ja wychodzę z założenia, że święta mają być przyjemnym czasem i nie można robić niczego wbrew sobie.
5 świątecznych faktów
Fakt 1.
Do wigilijnego czerwonego barszczu jadam tylko uszka z …. MIĘSEM! Nienawidzę wprost mieszanki kapusty i grzybów, dlatego każdego roku przypominałam mamie, że nie będę jadać innych uszek niż te z mięsem. I nie jest to tak, że kapusty nie lubię, bo lubię, ale nie w takim wydaniu. Za to grzybów nie jadam, sama nie wiem czemu. Więc zostaję przy uszkach z mięsem. Przyjemnie ma być w końcu, prawda?
Fakt 2.
Nie cierpię składania sobie życzeń. Nie wiem w zasadzie czemu, spędzam święta z najbliższymi, więc ta część imprezy powinna być lekka, łatwa i przyjemna. A ja zawsze się głupio czuję. Po życzeniach wszystko zaczyna być takie jakieś luźniejsze.
Fakt 3.
Kompot z suszonych śliwek pachnie najbardziej obłędnie na świecie. A smakuje najcudowniej tylko przez te kilka dni w roku. I choćbym ugotowała go jesienią czy wiosną – nigdy nie będzie smakować tak samo jak w święta.
Fakt 4.
Tylko dwa razy w życiu byłam na pasterce w kościele (if you know what I mean).
Fakt 5.
Najlepszą wigilijną rybą jest pierś z kurczaka, ewentualnie paluszki rybne bądź ryba zapiekana w sosie brokułowym. Taka ze mnie kulinarna tradycjonalistka. Są po prostu potrawy, za którymi nie przepadam i tak się składa, że najczęściej są to tradycyjne świąteczne dania.
I tylko zastanawiać się będę kolejny rok z rzędu, czy te moje świąteczne zboczenia są naprawdę takie dziwne?