O tym, że dziecko powinno mieć swoje rytuały można przeczytać chyba w każdej książce o macierzyństwie i wychowaniu. Ja również wprowadziłam je do naszego życia, kiedy 2,5 roku temu urodziła się Rozalia. Dziś o tym, jak nasze rytuały ewoluowały w tym czasie.
Rytuały
Pierwszym rytuałem jaki wprowadziłam, i już przed porodem wiedziałam, że wprowadzę, był czas kąpieli i zasypiania. Oczywiście z całą otoczką. Tym sposobem od pierwszego dnia w domu godzina 21.00 (co do sekundy właściwie) wyznaczała porę kąpieli, masaż i karmienie. Kiedy już w łóżku, przy małej lampce dającej delikatne czerwone światło karmiłam Ru, Małżon wygaszał inne światła w domu, dbał o to by była cisza. Po kilku dniach wieczorne usypianie szło nam sprawnie jak łyżwiarzowi piruety. Poszłam więc za ciosem i tym sposobem ustawiłam nam cały dzień. Od momentu pobudki, śniadania, spaceru, do samego wieczora wszystko działo się w określonym porządku. Im większa była Rozala, tym stopniowo zaczęły pojawiać się modyfikacje, które niejako wyznaczała ona sama. Był czas, że przed drzemką musiały być przytulanki. Było też tak, że wolała zasypiać sama w swoim łóżku albo na rękach. Kiedy chciałam zabrać ją na spacer w godzinach do jakich nie była przyzwyczajona potrafiła robić aferę, potem nauczyła się chodzić i problem zniknął. I tak mijał czas. Pojawiły się cotygodniowe wyjścia na zajęcia dla dzieci, później stopniowo przedszkole. Wreszcie doszłyśmy do momentu, gdzie postanowiłam, że czas pójść do pracy.
Zmiany
Od jakiegoś czasu uczymy się ustawienia dnia na nowo. Po to, by czas jaki spędzamy razem wykorzystać jak najlepiej, bardziej efektywnie. Z przedszkola odbieram ją chwilę po 16.00, więc wspólnego czasu w tygodniu nie ma wiele. Natomiast zaczyna nam się wyłaniać pewien nowy schemat działania. Po powrocie do domu, w zależności od pogody, urządzamy sobie szybki 15-20 minutowy spacer (wiosno gdzie jesteś?). Później mamy czas przytulania i czytania książek, układania klocków lub zabaw w porządki. Wiecie, każda ma swoją ścierkę i kurze jakoś tak szybciej się wycierają, a my mamy przy tym zabawę. Po 19.00 przychodzi czas, kiedy zmierzamy powoli w stronę łazienki, kąpiel, kolacja i wieczór się kończy. Jak widać, krótki ten wspólny czas, więc wpadłam na nowy pomysł. Kiedy już leżymy w łóżku (bo Ru od jakiegoś czasu śpi ze mną) to najpierw urządzamy sobie małe pogawędki i zabawy w powtarzanki. Po tym przychodzi pora na buziaki i bajkę. W ciemności czytać ciężko, więc muszę wysilać mózg i przypominać sobie bajki lub wymyślać nowe. A co najważniejsze bajki szeptane są prosto do ucha Rozalki. Uwielbiam te chwile. Mogłyby trwać bez końca.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Marta S-Z (@dzieciorka)