Lubię książki lekkie, nieco romantyczne, obyczajowe. Takie, przy których naprawdę odpoczywam. I taka też jest powieść Penelope Ward „Antychłopak”. Przystojny facet na okładce oraz ciekawy opis z tyłu podpowiadały mi, że nie będę żałować. Książkę przeczytałam w jeden wieczór, ale czy było warto?
O autorce

Antychłopak – fabuła
Carys, młoda dziewczyna, samotna matka niemowlęcia ze specjalnymi potrzebami. Co może zrobić ze swoim życiem? Carys jest w takim momencie życia, w którym nie może pracować, bo jej córeczka jest zbyt mała i nie ma z kim jej zostawić. Nie może wrócić do swojego dawnego miejsca pracy, ponieważ dyrektorem jest tam ojciec Sunny – córki Carys. Carys poświęca małej cały swój czas i jak na matkę przystało jest totalnie zmęczona. Mogłaby odespać, ale sprawy nie ułatwia sąsiad zza ściany – Deacon. Utalentowany i przystojny projektant gier komputerowych spędza upojne noce tuż za ścianą. Dźwięki seksu nie dają dziewczynie spać. Pewnego dnia Carys zwróciła mu uwagę na te hałasy. Kolejnego wieczoru pomógł w uspokojeniu płaczącej Sunny. A później to już poszło z górki. Jednak żeby nie było kolorowo i nad tą relacja zawisły ciemne chmury.
Czy warto?
Ale może się czepiam
Jednocześnie fakt, iż przeczytałam ją w jeden wieczór mówi, że książka napisana jest przyjemnym i lekkim językiem. Akcja prowadzona jest tak, że ciężko po prostu odłożyć powieść na bok z myślą „skończę później”. To dobra książka na zimowe wieczory. Uważam, że porusza też ważne tematy i mówi o trudnych relacjach. Szkoda tylko, że zamiast opisów seksu autorka nie skoncentrowała się na emocjach Deacona związanych z tym, że córeczka Carys jest dzieckiem z zespołem Downa. Tu przemyślenia bohaterów zostały postawione niżej niż seks. Rozumiem jednak zamysł trafienia do grupy docelowej, jaką bez wątpienia są znudzone obowiązkami domowymi matki. Jeśli o to chodzi, cel został osiągnięty.