No właśnie, jak? Jakiś czas temu trafiłam na artykuł na temat dzielenia się. A dokładnie zmuszania dzieci do dzielenia się. Chcecie wiedzieć jaki jest mój stosunek do sprawy?
Jak to jest z dzieleniem się?
Nigdy nie powiedziałam do córki „podziel się, daj drugiemu dziecku zabawkę, a ty weź inną”. Dlaczego? W końcu to jej zabawka, to ona chce się nią teraz bawić, więc dlaczego ma oddać swoją rzecz innemu dziecku? Czy to drugie dziecko chciałoby, żeby Rozalka przyszła i zabrała mu jego zabawkę? Wątpliwe. Z drugiej znów strony będąc na placu/sali zabaw co chwile do moich uszu dobiega zdanie „trzeba się dzielić”. Nie jestem pewna jak taki komunikat odbiera dziecko, ale dla mnie znaczy on tyle co „ktoś inny chce zabawkę, to nie jest ważne, ze ty się nią bawisz, że ta zabawka sprawia ci radość tu i teraz, nie jest ważne to co ty chcesz”. Tym sposobem pokazujemy własnemu dziecku, że jego obecne potrzeby obchodzą nas mniej niż potrzeby obcych dzieci. A gdyby tak spróbować załatwić sprawę inaczej? Może nawet mądrzej?
Od czasu kiedy regularnie bywamy w sali zabaw lub na osiedlowym placu zabaw, kiedy jesteśmy z wizytą u kogoś kto też ma dzieci, wpajam córce, że trzeba zapytać zanim zabierze się czyjąś rzecz. Im wcześniej tym lepiej, chociaż wiadomo jak to jest z dwulatkami, które mało mówią. Dobrze, że nauczyła się jednej rzeczy – nie zabieramy zabawek, którymi ktoś się bawi. O to czy może wziąć inną jeszcze nie zapyta, ale jeśli rusza nie swoją zabawkę to jest to zawsze taka, która leży gdzieś z boku, porzucona i zapomniana. W takim momencie wkraczam do akcji i mówię „córka, zapytaj dziewczynki/chłopca czy możesz się pobawić jego zabawką”. Wtedy najczęściej Rozalia podchodzi do dziecka i wskazując na zabawkę pyta „tak?”.
A co gdy mamy sytuacje odwrotną? Kiedy to nas ktoś odwiedza i chce konkretną zabawkę? Otóż zauważyłam już, które zabawki są dla Dzieciorki szczególnie ważne, a które można bez skrępowania dać do zabawy innemu dziecku. Na przykład wózki, Rozalia ma dwa, ale jeden jest tylko jej i nawet ja nie mogę go ruszyć. Bo to jest jej ulubiony wózek, ale ten drugi mogę wziąć ja, może wziąć nasz gość. Co więcej, mała sama pokazuje koleżankom, żeby wzięły ten drugi wózek, bo będą jeździć. Podobnie sprawa ma się z maskotkami, misiami. Są takie, które mają dla Rozalki szczególne znaczenie. A już o książkach nie wspomnę, nie daj boże żeby książki ktoś jej wziął. Ale to chyba ma po mnie. Ja też nie lubię pożyczać książek.
Jak wiec zrobić, by wilk był syty i owca cała? Moim zdaniem dziecko musi wiedzieć, że dzielić swoimi rzeczami się może, ale nie musi. I jeśli tego je nauczymy mamy szansę uniknąć histerii na placu zabaw. Takim sposobem uczymy nie tylko kultury, ale też cierpliwości (bo czasem trzeba poczekać). Pokazujemy dziecku, że ważny jest szacunek do czyjejś, a także naszej własności. Nie chcę, żeby młoda wyrosła na samoluba, ale chcę, żeby umiała powiedzieć „nie, tego ci nie dam, bo ta rzecz jest dla mnie ważna, ale możesz pobawić się tym”. Chcę również, aby wiedziała, że też nie można mieć wszystkiego od ręki, bo tak, bo ona chce i już.
Szczerze mówiąc ciekawa jestem jaki będzie efekt tych nauk. Czy moje zamiary okażą się słuszne. Czy się uda. Ale o tym przekonamy się w przyszłości.