Czasami bywa tak, że nagle wpadamy na jakiś szalony pomysł. Zastanawiamy się co by było, gdyby. No właśnie, co by było? A gdyby tak rzucić wszystko i zmienić swoje życie? Spróbować ułożyć swój mały świat w innym miejscu?
Nie żebym narzekała na to gdzie mieszkam i jak żyję, absolutnie nie. Jednak czasami nachodzą mnie myśli, które każą zastanowić się nad tym co by było gdybym zamieszkała w wielkim mieści czy na wsi. Gwoli wyjaśnienia – mieszkam na obrzeżach 60-tysięcznego miasta w aglomeracji GOP. Lepiej być chyba nie może. Jest tu i wygodnie – wszystko mam blisko, sklepy, kina, lekarzy, przedszkola, place zabaw. Jest też względnie cicho, nie licząc przerw w pobliskiej szkole. Mam własne podwórko, dom i psa. Do pracy rzut beretem, do przedszkola też. Żyć nie umierać, ale bywa tak, że coś mnie kusi, by spróbować życia w innym miejscu. Jakby to było?
Wieś = nuda
Wieś to miejsce, w którym kiedyś cholernie mi się nudziło. Na wsi nic nie ma, czasami znajdzie się zbłąkany sklep, centrum informacji o mieszkańcach. Ochota na wyjście do kina zostaje brutalnie skopana, kiedy uświadamiasz sobie, że do najbliższego przybytku kultury jest 50 km. Pół biedy, gdy masz samochód i prawo jazdy. Schody zaczynają się, gdy musisz jakoś dostać się do najbliższego miasteczka, z którego taborem PKP dojedziesz tam, gdzie kino czynne jest każdego dnia. Wieś to miejsce, gdzie każdego poranka budzi cię świdrujące w uszach „kukuryku”, gdzie krowy radosnym „muu” dają znać, że wymiona im zaraz pękną. Miejsce, gdzie uważnie trzeba stawiać stopy, bo nie wiadomo w co się wdepnie. Tak właśnie widziałam wieś jeszcze 6-7 lat temu, życie zweryfikowało, jak zawsze.
Wieś w moim życiu
Życie płata figle, to wiadomo nie od dziś. Więc i moje zadbało o to, żeby nie było nudno. Jak wiecie (przynajmniej część z was) Małżona znam już pół życia. Małżon spowodował, że moje myślenie się zmieniło. Pochodzi z niewielkiej miejscowości na kileccyźnie, autobusem nie dojedziesz. Na początku naszej wspólnej drogi spędzałam tam średnio co drugi weekend, ale nie zajmowaliśmy się wtedy poznawaniem uroków wsi. If you know what I mean. Kiedy już staliśmy się małżeństwem, i kiedy urodziła się Ru rzadko tam jeździliśmy. Wiecie – najpierw niemowlę, więc w środku lata, 35 stopni w cieniu, 120 km bez klimy nie da rady. Potem zima, śnieg, mrozy, ślisko, strach. Następnie roczna młoda, ciekawska jak diabli, a dookoła pełno potencjalnie niebezpiecznych miejsc. Na szczęście już jest inaczej, już wszystko się zmieniło. Sami zobaczcie:
Gdyby tak zamieszkać na wsi?
Taka myśl przeszła mi przez głowę jakiś czas temu. Rzucić wszystko i zamieszkać na wsi, z dala od zgiełku, hałasu, szumu samochodów. Nie wiem czy to starość, czy raczej zmęczenie dorosłym życiem. Ciągle w pośpiechu, stale w niedoczasie, próbując wyrwać krótkie chwile spokoju, w których rozkoszować się można ciszą. Chwile, które co ruch przerywa dźwięk jadącej karetki, quada czy szkolnego dzwonka. Wieś to miejsce, gdzie czas płynie zdecydowanie wolniej. Ludzie nie śpieszą się tak jak w mieście. Ten piejący rano kogut nie wkurza już, a jedynie zapowiada kolejny spokojny dzień. Nawet zapachy z pobliskiej świniarni nie męczą tak bardzo, kiedy wiesz, że oto odpoczywasz całą sobą, każdą komórką, każdym neuronem. Chłoniesz czystsze powietrze jak gąbka woda, oddychasz głęboko, aż do zawrotów głowy i czujesz to szczęście. To nie pierwszy raz kiedy wracam do domu taka zrelaksowana. Podobnie było latem, sami zobaczcie, popełniłam wtedy wpis o weekendzie u dziadków. Aż wstyd się przyznać, że kiedyś, lata temu wieś kojarzyła mi się z nudą i krowimi plackami na środku drogi. Cóż, nikt nie jest nieomylny i czasami trzeba dojrzeć do pewnych rzeczy, spojrzeć z innej perspektywy. Wtedy może się okazać, że świat jest piękniejszy niż nam się wydaje.
.
.
.
************************************************************************************************************
Jeśli spodobał Ci się ten wpis będzie mi niezmiernie miło, gdy zostawisz po sobie ślad i udostępnisz go dalej.
Zapraszam do śledzenia mojego profilu na facebook oraz instagram.