fbpx
Menu
wychowanie

BLW, czyli bobas lubi wybrzydzać

Na wstępie chcę zaznaczyć, że tytuł nie bojkotuje sposobu rozszerzania diety jakim jest BLW. Post ten jest moim lekko żartobliwym spojrzeniem na sprawę. Nigdy nie przeczytałam i nie planuję czytać żadnej książki na temat BLW i wpis ten nie może być taktowany jako sprzedający wartościową wiedzę.

BLW, czyli bobas lubi wybrzydzać!

Nasza przygoda z rozszerzaniem diety rozpoczęła się pod koniec 5 miesiąca życia Ru. Mleczarnia podjęła strajk z przyczyn mi niewiadomych. Laktator próbował wygrać ze związkami zawodowymi, jednak okazało się, że miał słabą kartę przetargową. Od 5 miesiąca życia produkcja spadała, a rosło zapotrzebowanie. Walczyliśmy 4 miesiące, wyłączając kolejne karmienia. Gdyby nie walka Laktatora przegralibyśmy wcześniej, więc specjalne brawa dla tego pana. W każdym razie, w czasie strajku mleczarni mogłam wprowadzić MM lub pokarmy stałe.

Jako matka młoda, niedoświadczona, z jeszcze minimalną wiedzą, ogłupiona z każdej strony sprzecznymi informacjami postanowiłam zacząć standardowo od marchewki. Ze słoiczka, bo ja leniwa czasem bywam. Zwłaszcza w kuchni, bo nie lubię gotować. Tym sposobem zaczęłam karmić Ru słoiczkami, nie że szkłem, zawartością raczej. Miesiąc minął, a my z samych warzyw przeszłyśmy na bardziej skomplikowane dania. Na przykład taki ryż z warzywami, a co. Rozala wcinała wszystko aż miło, bywało, że z dokładkami. Dawała radę.

BLW znaczy do rączki

Mając 6 miesięcy umiała już fajnie siedzieć, sama. Zaczęła też ząbkować, więc znów moje lenistwo i kreatywność mi pomogły. Dostała w łapę jabłko w siateczce, potem banana, ale już bez siatki, bo całego wytarła w prześcieradło. Siateczka szybko wylądowała w koszu, a młoda jadła rękami. Nie chciało mi się ścierać na plastikowej/szklanej tarce owoców, nie chciało mi się czasem wyciągać, a potem myć blendera, więc sadzałam ją w krzesełku. Sama siadałam obok i podawałam kawałki owoców. Mająca wtedy potężny arsenał 8 zębów Rozalia dawała radę z gryzieniem. A było to w okolicy 8 miesiąca jej życia. W podobnym czasie zaczęła się przemieszczać po domu i kraść mi to co w torbach zakupowych leżało. I tak moje dziecko spróbowało (nieumytych – o zgrozo!) rzodkiewki, brzoskwini, nektarynki, ogórka, winogrona i innych rarytasów. Zajadała drugie śniadania i podwieczorki sama. A ja w tym czasie mogłam jednym okiem patrzeć na nią, drugim na kuchnię i coś jeszcze zrobić.

Ja sama!

Etap „ja sama” przypadł nam na okolice 11 miesiąca, wtedy to jaśnie panienka za każdym razem wyrywała mi  łyżkę. A ja na dziecko denerwować się nie lubię, ciśnienie mi wtedy skoczy i migrena murowana. Więc dałam jej tą łyżkę, a sama zjadałam CIEPŁY obiad. Sprzątania po takiej uczcie miałam trochę, ale do jesieni młoda już tak sprawnie manewrowała łyżką i widelcem, że mogłam spokojnie rozłożyć dywany. W tym czasie butlę z MM zmieniłam na kubek i tak dziecko mi rosło. Jadła wszystko pięknie, do dna, z dokładkami, zawsze chętna, zawsze głodna. Mleko na śniadanie, jogurt na drugie, zupy trzy miseczki, a jeszcze ziemniaczki i koniecznie owoce na podwieczorek. I tak płynął czas sielsko, anielsko. Młoda jadła, a mnie serce rosło, że dziecko moje takie fajne. I tak ładnie je, i nie trzeba żadnych samolotów, żadnych „za mamusię, za tatusia”.

Do czasu…

…gdy przyszedł moment ocknięcia się. Skończyła dwa lata i kilka miesięcy i się zaczęło odkrywanie siebie. Zaczęło się wybrzydzanie, nagle, z dnia na dzień. Zrobisz śniadanie, a ona tylko wędlinę zje, dwa plasterki. Obiad ugotujesz, a ona przyjdzie, spojrzy i „ble, mama kikel ce”. Ziemniaczki z sosem, mięsko pyszne jest, a ona przyjdzie i powie „ble”. Pewnie znów jakiś test mi przeprowadza. Sprawdza co zrobię. Przetrwam to, pies się ucieszy, bo będzie jadł dobre rzeczy. Kolację chce szykować, a ona mówi, że będzie rybę jadła i banana. Serio? Albo niezniszczalny kisiel, faworyt ostatnich tygodni – „mama! Kikel, jeeeśśśś”. Bywa, że z domu wyjdzie bez śniadania, a spać pójdzie bez kolacji. Śniadanie pikuś, w przedszkolu zje drugie i obiad zje też. A, że bez kolacji? Ja wiem, na noc się nie je, ale żeby nie zgłodnieć od 16.00 do 8.00 ran0? No da się, to w końcu moja córka jest. Jej jedzenie nie powinno mnie dziwić.

Wasze przygody z rozszerzaniem diety wyglądały podobnie?

About Author

Absolwentka Komunikacji Społecznej na Politechnice Śląskiej. Obecnie mama trzech cudownych córek - Rozalki,Florki i Kaliny, oraz berneńskiego psa pasterskiego - Riko. Uwielbiająca rolę Home Manager'a, pretendująca do miana Perfekcyjnej Pani Domu fanka książek historycznych i obyczajowych, a także niepoprawna romantyczka.

Facebook