Czeka nas wesele w rodzinie, najbliższej. Dlatego dzisiaj spróbuję zrobić dla was mały przegląd ubrań dla mamy i córki. Wierzę, że mi się uda, chociaż tak naprawdę to mój pierwszy raz.
Gdyby to było jakiekolwiek inne wesele to grzecznie bym podziękowała i została w domu. Pilnowanie dziecka w tłumie ludzi i Małżon ze swoją złamaną kostką to nie jest zbyt imprezowe połączenie. Ale ślub bierze jego własny, rodzony, starszy brat, ojciec chrzestny mojej córki. Sami rozumiecie.
W każdym razie moja wizja weselnej stylizacji własnej rodziny legła w gruzach. Ten gips i kule nijak nie wpisują się w obrazek. Może się uda zmienić do czasu wesela (21.11) gips na ortezę, aczkolwiek na to się wolę nie nastawiać. Dlatego właśnie postanowiłam poszukać sukienek, dzięki którym mama będzie wyglądać super, a z dziecka nie zrobi się stara-malutka. Chociaż my dwie wyglądajmy szałowo.
Weselne inspiracje
Nie miałam dokładnie przemyślanej własnej kreacji. W zasadzie to mówiłam, że mam czas, że coś się znajdzie, że latem nie ma sensu szukać, bo przecież lekkiej, zwiewnej sukienki w listopadzie nie ubiorę. Zresztą, wiedziałam, że nie może być to kiecka zbyt krótka, przecież co chwilę do młodej będzie trzeba a to kucnąć, a to się schylić. I tak ogólna kwestia kroju i koloru zeszła na dalszy plan. Wiedziałam tylko jedno, że chcę abyśmy wszyscy pasowali do siebie kolorystycznie. Na poprzedniej imprezie udało się prawie, na jeszcze poprzedniej kolory były różne, ale obie miałyśmy na sobie sukienki koronkowe. Tym razem wspólnym punktem naszej trójki będzie kolor. Kolor o pięknej nazwie – malinowy róż. Mocny, wyraźny, rozweselający szary (zazwyczaj) koniec listopada.
Swoją sukienkę wypatrzyłam zupełnym przypadkiem w Mohito. Wisiała taka smukła, prosta i mówiła „kup mnie, kup mnie, proszę”. Ale w tym dniu moim celem była kurtka dla Ru, więc sukienkę zostawiłam na wieszaku, nawet nie przymierzając. Chodziła mi ona po głowie cały wieczór. Następnego dnia chciałam po nią jechać, ale akurat mała była w domu i bałam się dużego przedsięwzięcia logistycznego, jakim jest ogarnięcie dziecka podczas mierzenia ciuchów. Na szczęście ciocia była tego dnia w sklepie i sukienkę mi przywiozła. Przymierzyłam w domu, na spokojnie, bez upiększającego lustra i oświetlenia. Od razu wiedziałam, że to dobry wybór. Prosta ołówkowa sukienka za kolano, z krótkim rękawkiem i ciekawym dekoltem. Na poniższym zdjęciu macie ją w kolorze żółtym.
Problemem okazało się znalezienie sukienki dla Rozalki. I tu doszłam do wniosku, że dwuletnie dziecko sukienki potrzebuje luźniejszej, wygodnej i co najważniejsze – takiej co się kręci. Sukienka, która się nie kręci nie jest dobra sukienką. Dwa lata ma i już wymyśla, ehh, te córki. Przekopałam wszystkie sklepy, obejrzałam sukienek miliardy i zdecydowałam, że w sumie po co spinać się, żeby wyglądać podobnie. Przecież w telwizji o nas mówić nie będą, a dłużej niż do 20-21 i tak na weselu nie będziemy siedzieć. Wybrałam więc sukienkę ze sklepu zalando.pl, na poniższym zdjęciu to piewsza.
Na zdjęciu sukienka wyglądała jak czerwona, chyba nawet było napisane, że taki jest jej kolor. Moje zdziwienie było ogromne, gdy okazało się, że obie sukienki na żywo są w identycznym kolorze! Jestem ciekawa jak będziemy wyglądać, kiedy staniemy obok siebie w swoich malinowych kreacjach.
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie są to sukienki jednorazowe. O ile przez miesiąc Ru nie urośnie 10 cm, to ubierze swoją sukienkę na Wigilię, może nawet pochodzi w niej do przedszkola jak tylko będzie miała ochotę.
Wy też macie taki kłopot w ubraniu całej rodziny na specjalne okazje?
* zdjęcia pochodzą ze strony zalando.pl i mohito.com