Rzadko trafia się taka książka, która mimo iż dla starszych dzieci, daje dużo do myślenia także dorosłym. I kiedy zdecydowałam się sięgnąć po „O księżycu z komina domu na wzgórzu” nie wiedziałam co mnie czeka. To znaczy częściowo wiedziałam, w końcu czytałam opis książki i materiały przygotowane przez wydawnictwo Skrzat. Jednak książka mnie poruszyła. Dlaczego?
„O księżycu z komina domu na wzgórzu”
Tytuł mnie zaintrygował, musicie przyznać, że brzmi trochę tajemniczo. No bo jak księżyc z komina? Od początku zastanawiałam się czy tytuł jest jakąś metaforą, czy jakoś identyfikuje treść i czy ten księżyc będzie motywem przewodnim książki. Moim zdaniem nie jest w 100% ani jednym, ani drugim. Choć na pewno dzięki niemu rodzi się prawdziwa i wielka przyjaźń.
Akcja książki dzieje się w maleńkiej wsi. Z dużego miasta sprowadza się tu Michał. W samym środku roku szkolnego, wbrew sobie. Średnio jest zadowolony, ale nie miał wyjścia. Jak każdy nastolatek czuł niesprawiedliwość z powodu przeprowadzki, ale i stres związany z byciem „nowym”. Na kilka miesięcy przed końcem roku szkolnego dołączył do zgranej już klasy. I tu poznał Wiktora, klasowe dziwadło, obiekt szyderstw ze strony innych uczniów. Nie dane było im poznać się w pierwszym dniu Michała w nowej szkole, za to inni uczniowie zadbali o to, by przedstawić Wiktora w „odpowiednim” świetle.
A Wiktor? Czy naprawdę był dziwadłem? Był przede wszystkim chłopcem pochodzącym z biednej rodziny. Ale był także marzycielem, filozofem, chłopcem, który zawsze miał na twarzy uśmiech. Nawet wtedy, gdy koledzy z klasy szydzili z niego, obrzucali błotem czy niszczyli jego rzeczy – on zawsze się uśmiechał.
O wielkiej przyjaźni
Michał początkowo uprzedzony do Wiktora, szybko zmienił zdanie. Mimo tego, co mówili inni uczniowie po kilku dniach zaprzyjaźnił się z Wiktorem. Michał wolał spędzać czas z wiecznie uśmiechniętym, choć momentami dziwnym Wiktorem, niż z chłopakami przechwalającymi się pieniędzmi i najnowszymi gadżetami. Nie minęło wiele czasu, gdy nauczycielka przyrody zleciła im wykonanie pewnego projektu. Mimo niezadowolenia części dzieciaków, zostali podzieleni na grupy. Mieli pracować zespołowo. I właśnie w tym momencie zaczyna się magia książki. Tu pojawia się księżyc z komina, tajemniczy dom, poszukiwanie skarbu. Tu zaczyna się niezwykła przyjaźń 6 uczniów, którzy z pozoru nie mieli szans dogadać się ze sobą. Tą grupę spaja Wiktor. Dziwadło staje się najmocniejszym węzłem dla reszty. Im bliżej go poznają, tym bardziej wiedzą jak mylili się oceniając go tylko przez pryzmat tego co zaobserwują. I kiedy pewnego dnia wychodzi na jaw poważna choroba Wiktora, cała reszta zaczyna rozumieć więcej.
To historia, która uczy tolerancji, pokory i nie oceniania po pozorach. To historia bez happy endu, ale jednak z nutą szczęśliwego zakończenia. To książka, której jeszcze nie przeczytam swoim dziewczynom, ale będzie świetna dla dzieciaków szkolnych, które same czytają już książki.