Jak wiecie ostatni weekend spędziliśmy w Bieszczadach. Pognało nas tam na wesele. Pognało całą naszą trójkę, ale czy zabranie Rozalki to na pewno był dobry pomysł?
Całe życie uważałam, że dzieci na weselach to totalna porażka. Do czasu aż nie stanęłam po stronie „tych z dziećmi”. Nie żebym nagle totalnie zmieniła zdanie, ale zrozumiałam pewne zachowania czy decyzje. W naszym przypadku było bardzo prosto, bo albo jedziemy wszyscy, albo wcale. I to nie dlatego, że nie miałabym z kim zostawić małej. To dlatego, że nie dałabym rady spędzić trzech dni bez niej. Jeszcze nie teraz. Wiem też, że ona nie zniosłaby rozłąki ze mną, zbyt dobrze ją zam. Natomiast Małżonowi zależało, by być na tym weselu, w końcu żenił się jego najlepszy przyjaciel. Tym sposobem wyszło, że jedziemy wszyscy, że zrobimy sobie przedłużony weekend.
Co się działo poza weselem już wiecie, możecie o tym przeczytać w poprzednim poście. Teraz zajmę się samym weselem. Bo były i plusy i minusy. Zacznę od minusów (żeby zakończyć pozytywnie).
Minusy:
1. brak animatora zabaw dla dzieci, do godziny 20.00 wszystkie matki i ojcowie orbitowali dookoła placu zabaw pilnując 2-3-4-latków
2. brak miejsc siedzących dla maluchów, były dwa krzesełka do karmienia, ale nijak nie dało się ich przystawić do stołów. Ru siedziała na moich kolanach i wyżerała mi z talerza
3. brak osobnych porcji dla dzieci poniżej 3 r.ż. Nie wiem czy tak jest wszędzie, bo jednak za dzieci się płaci mniej niż za osoby dorosłe, ale symboliczne ilości jedzenia jakie podano na talerzach musiałam dzielić na dwa. Dobrze, że w upał nie chce się jeść. Jedynie podając deser pani kelnerka zapytała o porcję osobną dla Ru
4. sala nie była wygłuszona i w pokojach na górze bardzo dobrze było słychać zespół, nie mogłam zasnąć
5. rodzice zamiast się bawić i tańczyć pilnują dziecka
Nie było tych minusów aż tak wiele, na siłę szukać też nie ma co, więc pora na plusy:
1. plac zabaw dla dzieci, ważne, że w ogóle był, bo w przeciwnym razie byłoby źle
2. bardzo fajny zespół, który jeszcze przed kolacją zaprosił do zabawy dzieci i zagrał im „Kaczuszki” na koniec rzucając cukierkami
3. zorganizowanie dużej ilości balonów dla dzieci
4. czekoladowa fontanna, z której Ru wyjadała owoce
5. obycie się dziecka z głośniejszą muzyką i zabawą
U nas wyszło to tak pół na pół. Nie jestem ani zmęczona weselem, ani zła, że zabraliśmy małą. Okazało się, że nasza córka to urodzona tancerka. Była najbardziej wytrzymałym dzieckiem wesela. Kiedy inne dzieci poszły spać, jedne około 20.00, inne około 22.00, naszą Róźkę nadal można było spotkać na parkiecie. Każdą próbę pójścia do pokoju kwitowała stanowczym „NIE”, sprawy nie ułatwiał fakt, że muzykę było w pokoju słychać. Dlatego postanowiłam wciąć ją na przetrzymanie i poszłam tańczyć razem z nią. Nie zasnęła gdy przyciemniono światła, zespół zaczął grać delikatną i spokojną melodię a na środek sali wjechał babeczkowy tort. Nie zasnęła, gdy podczas oczepin faceci grali w limbo, wręcz się rozbudziła. O 1.00, po kolejnym ciepłym daniu, nie patrząc na jej protesty zabrałam ją do pokoju. W końcu mnie też już powoli zbierało spanie, a goście po oczepinach zaczęli imprezę na maksa. Wesele trwało chyba do 5 rano, na szczęście byliśmy tak zmęczeni, że nic nas nie obudziło. Wstaliśmy dopiero przed 10.00, wyspani i zadowoleni.
Kolejne wesele szykuje się nam w listopadzie. Czy będziemy brać ze sobą Ru? Oczywiście, że tak, to wesele jej chrzestnego. Tam będziemy mieć do pomocy całą rodzinę ze strony Małżona. Więc Rozalka potańczy z babcią, dziadkiem i ciociami. Będzie na pewno ciut łatwiej niż teraz.
Czy więc dziecko na weselu to dobry pomysł? I tak, i nie. Nie każde dziecko nadaje się, by wytrwać i zachować się odpowiednio na takiej imprezie. Nie każde dziecko rozumie, że nie może biegać po sali bez opamiętania i podchodzić pod nogi innym. A rodzice nie mogą liczyć na to, że każdy będzie uważał na ich dziecko. Dzieci nie powinny też być na weselu tak długo jak nasza, nie bierzcie z nas przykładu. Lepiej szybko zmęczyć dziecko i położyć spać. U nas wystąpił problem taki, że mała nie dojechała do kościoła, zasnęła w aucie zmęczona porannym zwiedzaniem. Godzina drzemki w dzień i efekt był jaki był. Teraz już wiecie dlaczego nie pozwalam jej spać w ciągu dnia? Wystarczy 10 minut drzemki, a jej energia jest naładowana.
Więc jeśli tylko macie możliwość zostawić dziecko pod czyjąś opieką, lub wieczorem podrzucić je do domu (babci, cioci, niani) to skorzystajcie z tego luksusu. Na wyjazdowe wesela sobie darujcie, albo zabierzcie ze sobą babcię i zorganizujcie dla niej i dziecka popołudnie.